#bezmyślnik Felietony

Jesteśmy fajniejsi niż to, co o sobie hashtagujemy.

Jesteśmy piękni i jesteśmy wyjątkowi. Każdy jeden, każda jedna. I jeśli jeszcze tego nie zrozumieliście, to stoją przed Wami tłuste lata rozczarowań.

Osobiście wierzę i trzymam się tej wiary kurczowo, że pod całą stertą przyodzianych modnych lub niemodnych ubrań, znajduje się unikatowe doświadczenie, emocja, jestestwo i że każde z nich jest na swój sposób fajne. Jest to wiara być może naiwna, ale trudno mi się wyzbyć poczucia, że co do zasady ludzie są fajni, bo jaki interes miałaby ewolucja w tworzeniu ludzi niefajnych? No właśnie. Żaden.

Być może jestem w tej kwestii staroświecka. Wychowałam się w czasach bez łatwo dostępnej ściemy. W erze kaset magnetofonowych, gdy z internetu można było skorzystać tylko w kawiarence. O ile w ogóle. W czasach, w których dziewczyny mogły mieć pryszcze a najmodniejsze ciuchy wygrzebywało się z garderoby mamy albo, jak któraś miała szczęście, starszej siostry. W epoce bezpośrednich konfrontacji, klarownych sympatii, antypatii i przekonań. Być może właśnie dlatego, tkwi we mnie silne przekonanie, że jesteśmy tym, kim jesteśmy a nie tym, kim pokazaliśmy się w mediach społecznościowych, mało tego! to jacy jesteśmy naprawdę jest fajniejsze aniżeli to, co o sobie hashtagujemy. Zawiłe? Nie aż tak bardzo.  

Mówiąc wprost: nie ma nic złego w tym, że ktoś wstał dwie godziny wcześniej, przygotował sobie soczyste, pyszne, niskokaloryczne śniadanie. To nawet fajne, że komuś się chciało i że ktoś zjadł je ze smakiem. Trochę temu komuś nawet zazdroszczę, że lubi jarmuż, bo jarmuż jest przecież zdrowy. Nie ma absolutnie nic złego w tym, że ktoś to śniadanie obfotografował trzy razy z lewej, dwa z prawej i raz z góry – dla pewności, a potem wstawił zdjęcie na insta. Ten ktoś, jeśli tylko naprawdę sam to wszystko zrobił a potem jeszcze zjadł, jest fajniejszy aniżeli zdjęcie, pod którym ludzie teraz zostawiają lajki. Problem zaczyna się wtedy, gdy ktoś wstał dwie godziny wcześniej, zrobił śniadanie, pstryknął fotki, opublikował i wywalił wszystko z talerza do kosza. To jest problem. Tu zaczynają się schody. Schody w dół, ku wszechobecnemu rozczarowaniu.

Najpierw zastuka ono do tych, którzy dali się nabrać na poranne niewinne kłamstewko. Spłynie im po policzkach łzą wyrzutu sumienia, bo zaspali. Trwonili nocny czas na beznadziejną lekturę i teraz zamiast niskokalorycznego śniadania opychają się pączkiem. Jakby było coś niewłaściwego w czytaniu po nocach lub w pączkach. Przecież książki są fajne a pączki to już w ogóle. Potem rozczarowanie wróci rykoszetem do oszusta i stanie mu w gardle okoniem podczas jednej z sesji terapeutycznych, gdy będzie musiał wyznać, że nie jest taki, jaki chciałby być, że jego życie to fikcja, że jego prawdziwe ja jest nie do zaakceptowania. Przyzna sam przed sobą, że któregoś poniedziałku czy niedzieli zeżarł tłustego tosta francuskiego, choć powinien był sałatkę z jarmużem, tę którą pokazywał na portalu społecznościowym. A gdyby go zapytać, czemu nie wstawił zdjęcia tosta tylko sałatki, odpowie, z pewnym prawdopodobieństwem, że sałatka wydała mu się bardziej właściwa, że chciał się pochwalić. No cóż. Jak dla mnie umiejętność zrobienia choćby przyzwoitego tosta francuskiego jest powodem do dumy. Serio. Lajknęłabym takie zdjęcie a o jego właścicielu pomyślała – co za super ktoś! Kto wie? Może nie byłabym jedyna.

Czemu nie umiemy uwierzyć, że jesteśmy fajni tacy, jacy jesteśmy? Że nasza piękność i wyjątkowość zasadza się na tym, że każdy ma swoje własne pola do popisu i własne ograniczenia. Że lubimy inne rzeczy, że najczęściej kochamy innych ludzi. Każdy jest jakiś i nie każdy najlepszy. Wszyscy oddychamy tym samym powietrzem, ale każdy w innym tempie. Jesteśmy nadzwyczajni w swojej zwyczajności. Jesteśmy fajniejsi niż to, co o sobie hashtagujemy. Naprawdę!

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments