
Jesieniara
Wczoraj opublikowano wyniki plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku 2019. Zwyciężyła "alternatywka" a przedstawiciele tak zwanego "starszego pokolenia" mówią, że to zaskoczenie, wielkie boom, bo o słowie wcześniej nie słyszeli. A potem nagle przeżywają olśnienie, nagle rozumieją, czemu stali się w młodzieżowej nomenklaturze "boomerami". Wciąż zbyt wiele ich jeszcze dziwi i nazbyt wąski mają horyzont.
Ja o alternatywce również nigdy nie słyszałam, ani o jesieniarze, która zajęła drugie miejsce. Tymczasem, gdy za oknem śnieg, jesieniara przywołuje niezwykle ciepłe i miłe skojarzenia. Zastanawiałam się kiedyś na ile nam, ludziom w wieku już w sumie dojrzałym, wypada zakrzyknąć do kolegi „elo ziomeczku”? Czy to powoduje dysonans poznawczy u młodych? Czy rysuje się na ich twarzach grymasem? Czy dziewczyna, tfu! kobieta w moim wieku, która śmiało sięga po młodzieżowy slang nie jestem przypadkiem… cóż… krindżowa?
Ale przecież jesieniara wydaje się mieć wydźwięk ponadczasowy. Brzmi i wygląda, jakby mogła pochodzić z każdej epoki. Nie zostawia na małżowinie usznej śladów zażenowania lub braku zrozumienia. Dźwięczy ładnie i z lekkością prześlizguje się przez krtań. No spróbujcie: je-sie-nia-ra. Lekki, ciut matowy feminatyw. Uludowiona arystokratka. Ubrana w chłopskie łachmany dama, bezproduktywna, krągła piękność zalegająca na skandynawskiej kanapie, z książką w ręku lub z kubkiem ciepłej herbaty, koniecznie z imbirem. Z okrytymi kocem stopami, z kłębkiem wełny plączącym się pod gazetnikiem.
Myślę jesieniara i widzę moją babcię, wspartą plecami o piec kaflowy, mamę, szczelnie zawiniętą w pierzynę, siostrę zanurzoną w wielkim swetrze z owczej wełny.
Do jesieni mam słabość, pisałam już o tym, jakie ta pora roku zajmuje miejsce w moim życiu, jesieniara zatem, ozłaca mi delikatnie zaśniedziałe serce.