#bezmyślnik

Miłość jest prosta, tylko związki ją komplikują

Ten tekst to klasyczny #bezmyślnik. Trafi do worka „rozkminki” i „pytania bez odpowiedzi” i nigdy się stamtąd nie wydostanie. Wielokrotnie ugryzę go z innej, pewnie kompletnie odmiennej perspektywy, bo temat miłości i związków można oglądać pod mikroskopem wciąż na nowo, nigdy nie odnajdując ostatecznych wzorców i rozstrzygnięć. No, ale do rzeczy.

Osobiście wierzę, że o miłości można mówić w dwojaki sposób. No dobra, można o niej mówić na nieskończoną ilość sposobów, ale chciałabym wyraźnie oddzielić dwa jej rodzaje. 

Miłość jako idea i miłość jako czyn. 

Jest to okrutne uproszczenie, które jeży się włosem nawet na mojej skórze, ale zaraz postaram się wyjaśnić, czemu tak a nie inaczej. 

Przeżyłam w swoim życiu kilku facetów „na dłużej” i całkiem sporą ilość tych zupełnie „na chwilę”. Przepracowałam te wszystkie relacje, każda z nich pochodziła od jakiegoś uczucia i wydarzyła się z jakichś powodów. Niektóre z błahych, niektóre – nie. Część to były małe fascynacje lub zauroczenia. Część to naprawdę wielkie sprawy. Część wydarzała się poza światem codzienności. Nie żałuję żadnej sercowej ani seksualnej przygody. Kiedy jednak myślę o miłości, w głowie gości już tylko garstka mężczyzn (choć nie tylko mężczyzn). Mogłabym ich wyliczyć na palcach jednej ręki. Mało tego! nie ze wszystkimi łączyły mnie relacje nacechowane seksualnością lub w ogóle jakimkolwiek kontaktem fizycznym. Niektóre z tych miłości budowane były na fundamencie realnego uczucia, niektóre na fundamencie konceptu lub bardziej precyzyjnie: idei. 

Jeśli więc rozpatrywać miłość ideową, to jest ona prosta jak budowa cepa. Trzeba jednak wzbić się na ośmiotysięczniki świadomości (albo może podświadomości?), żeby pozwolić jej zaistnieć w swoim życiu. Taka miłość się po prostu wydarza. Nie ogląda się na możliwość lub niemożliwość wspólnego życia a związek jest kompletnie poza strefą jej zainteresowań. Jest bezwarunkowa, odseparowana od uczuć drugiej osoby, jej poglądów, oczekiwań. Nie tęskni, nie zazdrości, nie krzywdzi, nie próbuje usidlić, nie ofiarowuje nic oprócz siebie samej. To miłość, która nie zagląda pod strzechy, nie rozsiada się na kanapie przed telewizorem, nie produkuje dzieci, małżeńskich umów, kłótni o źle odstawiony kubek. Taką miłość puszcza się wolno. Przynosi szczęście przez samo tylko istnienie. Czasem pozwala by orbity się na chwilę przecięły: w rozmowie, w uśmiechu albo przy odrobinie szczęścia: w namiętnym pocałunku lub w nocy pełnej kosmicznych uniesień. Jest piękna, ale tylko dlatego, że pozostaje w sferze, do której codzienność nie dosięga.

Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa miłości, której doświadczamy w relacji z kimś. Tej, która ma odbicie w czynie, w rzeczywistości, w realizacji.  Miłości, która jest budulcem szczęśliwych związków i powodem cierpienia, gdy nie może się zrealizować. Miłości, która puka do naszych domów, zamieszkuje na kartkach pamiętników, wyraża się tęsknotą, wyobrażeniem wspólnej starości. Ta miłość nie jest już wcale taka prosta. Wymaga opieki, rozmów, bycia w stałym, szczerym kontakcie ze sobą samym i ze sobą nawzajem. Jest uzależniona od drugiej osoby, poszukuje schronienia lub je ofiarowuje. Ma wiele twarzy: jest przyjaźnią, namiętnością, partnerstwem, marzeniem, cierpieniem. Dla tej miłości ludzie są gotowi zabić, do niej wzdychają, jej poszukują. I nawet jeśli uda się nią wybetonować fundament związku, to nadal daleka droga do szczęśliwości po kres Waszych dni. Taką miłość można zawieruszyć, podeptać, zgubić, sprzedać. Można jej nie zrozumieć, może zblaknąć, może się znudzić i pójść do innego domu. Możemy ją przegapić, możemy nadwyrężyć.

I to już nie są ośmiotysięczniki świadomości, to cała Korona Himalajów do zdobycia. Trzeba się na nią wdrapywać: latem, zimą, wiosną i jesienią a każdy szczyt jest inny. Na każdy trzeba wejść raz na lekko, raz na ciężko, raz z tlenem, innym razem- bez. Czasem ścianą południową, a czasem kuluarem wschodnim. Czasem z partnerem a czasem solo. Niektórym się udaje, inni zawracają tuż przed ostatnim szczytem, jeszcze inni nadal nie trafili na okno pogodowe i zalegają od miesięcy w bazie. Niektórzy zginą w drodze, innym nie uda się bezpiecznie wrócić lub wrócą pokiereszowani, pozbawieni kończyn, z odmrożonymi sercami. Zdobywców będzie niewielu. W tej miłości, tak jak w wysokogórskim świecie, sukces jest wypadkową szczęścia, przygotowania, wyposażenia, wartości i wewnętrznej siły.

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments