#bezmyślnik

Coś, co nie zostaje opowiedziane, po prostu umiera. Tymczasem – ja jestem

Od dwóch dni, co kilkanaście minut napada na mnie przekonanie, że powinnam poświęcić tutaj chwilę uwagi noblowskiej przemowie Olgi Tokarczuk. Następnie jednak przychodzi pewność, że blogowa narracja, z „ja” postawionym w samiusieńkim jej centrum, nie będzie w stanie wyrazić tego, co zadziało się w przestrzeni podczas godzinnej opowieści, jaką snuła nam Noblistka. Oczywiście, moglibyśmy o poszczególnych naszych spostrzeżeniach i uniesieniach rozmawiać godzinami. Moglibyśmy też o nich pomilczeć, przeżyć je, każdy na swój sposób. W czułości, intuicyjnie niszcząc w sobie sztucznie wygenerowane granice, wypuszczając czwartoosobowego narratora ku przestworzom a może bardziej, pozwalając mu z tych przestworzy podlecieć do nas na odległość źdźbła trawy. Kto wie? Może nawet jeszcze bliżej.

Nie wezmę tej przemowy na warsztat. Własną językową niezgrabnością mogłabym pozbawić ją życia, które przecież Olga Tokarczuk z delikatnością i na naszych oczach, tchnęła. Nawet jeśli udałoby mi się jej nie zabić, to na pewno rozpadłaby mi się w rękach, uszkodziłabym ją. Nie zaryzykuję. Wyjmę z niej jedynie mały okruch inspiracji, drobinę, która ugrzęzła w pałacu pamięci na dłużej:

Coś, co nie zostaje opowiadziane, po prostu umiera.

Od lat chodzę z tym przekonaniem pod rękę. Wychodzę z domu i wkładam je do torebki, do kieszeni, do porftela. Pozwoliłam mu nawet nabrać znacznie ostrzejrzych kształów. Z umierającego, stało się pozbawionym istnienia od zawsze. I trwa tak, bez bytu, dopóki go nie nazwę. Jest wszystkim i niczym jednocześnie: miłością, której nie nazwałam. Lękiem, który nie zwerbalizował się nawet we wnętrznu, więc go nie ma. Tesknotą, o której nie napisałam, zatem się nie wydarza.

Mam w sobie wielki strach przed nazywaniem. Bowiem to, co nazwane – zaczyna istnieć. Każdorazowo boję się więc, że powołam do życia coś, czego jeszcze nie zrozumiałam, nie połączyłam nitkami sensu. Coś, czego intencji nie jestem pewna- może być dobre, a może być złe. Może wyszczerzyć na mnie kły i ukąsić tak, że popamiętam sobie raz na zawsze. Zatykam uszy, gdy ktoś inny próbuje nadać temu imię. Porozumiewamy się z tym czymś bezosobowo albo pseudonimami, byle tylko nie uciekło z klatki niedookreślenia. Aż w końcu czasem dojrzewa. Staje się. Wyrasta koło mnie i mówi: tak, to ja – tęsknota, ja-gniew, zło, piękno, szczęście, zdrada, przyjaźń, to ja- miłość. Oto jestem. Jestem od zawsze.

I nawet, jeżeli powiem: „Jestem nieobecna”, to i tak na pierwszym miejscu znajduje się: „Jestem” –najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata.

Przemowa noblowska Olgi Tokarczuk
Laureatki literackiej Nagrody Nobla 2018

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments