Był taki czas, czas grubo przed trzydziestką a właściwie to bardziej w okolicy dwudziestu wiosen, kiedy wydawało mi się, że nie jestem moim ciałem. To znaczy, nie żebym nie rozumiała, że moje ciało jest i się zdarza i w sumie jakąś tam funkcję w życiu pełni, ale żeby od razu mówić o nim, że to ja? No nie bardzo się to wszystko składało do kupy. Ciało to ciało, ja to ja.
Dziennie archiwum: