#bezmyślnik

A gdyby.

A gdyby rozległo się głośne stukanie do drzwi i przez zakurzonego judasza ujrzelibyście postać z zaświatów i bylibyście pewni, że Wam się nie przewidziało, to co byście uczynili? Otworzylibyście? Zaprosili na kawę? Udawali, że nie ma Was w domu? Wiedzielibyście jak się zachować? Czym poczęstować? O co zapytać?

A gdyby w świetle wigilijnych choinkowych lampek Wasz kudłaty pies zapytał, czy pójdziecie z nim pokopać jamy w śniegu, to jaka by była Wasza reakcja? Chwycilibyście za kurtkę? Uściskali go? Nagrali film telefonem? Pytalibyście współbiesiadników, czy też słyszeli? Wodzilibyście wzrokiem po salonie w poszukiwaniu innych anomalii?

A gdyby świat zmienił ułożenie? Gdyby niebo upadło na ziemię a trawa stała się nieboskłonem, to czy zaczęlibyście chodzić do góry nogami? A może turlalibyście się po błękitnych polanach z dziecięcą beztroską? Zerwalibyście bukiet z gwiazd czy policzyli konstelacje chabrów nad głową?

A gdybyście zarezerwowali sobie jazdę konną a na padoku czekałby na Was jednorożec, to założylibyście mu siodło czy ujeżdżali wierzchem? Jechalibyście kłusem czy pędzili galopem? Dotknęlibyście rogu, czy uznali że nie wypada?

A gdyby po tęczy można było chodzić? Poszlibyście? Szukali złotego garnka? W którą stronę rozpoczęłaby się Wasza wędrówka?

A gdyby skądś dotarł komunikat, napisany transkryptem zrozumiałym wyłącznie dla Was, że oto został Wam tylko miesiąc życia, to co? Uwierzylibyście? Rozpoczęli walkę o przedłużenie egzystencji? Zanurkowali w przyjemnościach doczesności? Wpadli w objęcia bliskich? Co byście wtedy zrobili?

Co jakiś czas wraca do mnie sen, ten sam od dzieciństwa. Pływam tratwą po otwartym oceanie. Jest ciepło i spokojnie. Czuję jak bryza zwilża mój policzek. Nie przeszkadza mi wszechobecny brak. Brak widoków, brak współtowarzyszy, brak zajęć. Jestem tam i trwam w przyjemnej bezczynności. Wokół mnie nie dzieje się nic. Myślę. Dużo myślę. Głównie o bzdurach, o niemożliwościach, o wieczności, o wróżkach, podziemnych krainach, o niebieskich migdałach: jak wyglądają? Na czym rosną? Jak smakują? Dostaję jednym po głowie. Spada znikąd i naprawdę jest niebieski. Smakuje trochę jak wata cukrowa z nutą marcepanu. W tym śnie zawsze pojawia się coś innego. Czasem jest to niebieski migdał, innym razem czapka niewidka. Zdarza się, że nad głową przefrunie smok a z wody wyskoczy złota rybka. Czasem dostanę jakąś zaszyfrowaną wiadomość albo mapę do skarbu. Bywało i tak, że spotykałam plątające się po świecie dusze, nie były zagubione, twierdziły wręcz, że to ja się zgubiłam. Tłumaczyły, że to nie moja czasoprzestrzeń a przecież byłam tam i jestem pewna, że byłam u siebie.

Piszę o tym, bo ilekroć obudzę się z tego snu, zastanawia mnie, co w świecie jest pewne? Co jest prawdziwe? Czy gdyby gruszki rosły na wierzbie, to dalej byłby to ten sam świat, czy już inny? A jeśli inny, to jaki? Czym w ogóle jest świat? Gdzie się kończy i czy kiedyś poznamy jego kres? A jeśli nie kończy się nigdy i nigdzie, to co to właściwie oznacza? A jeśli świat jest inny niż nam się wydaje, to czy my też jesteśmy inni? Kim zatem jesteśmy? Kim jestem ja?

Zadaję sobie te wszystkie pytania, choć moje jestestwo utkane jest z przekonania o idealnej konstrukcji wszechświata. Wierzę, że został zaprojektowany dokładnie w takim ułożeniu, w jakim może zaistnieć. Architekci nie pomylili się ani o źdźbło. I tylko czasem zauważam, że konstrukcja ulega zniszczeniu, że gdzieniegdzie pojawiły się rysy, że gnębi ją korozja. Widzę to zawsze, gdy pod drzwi domu przypałęta się głodny kundel, którego ktoś pozbawił poprzedniego życia albo gdy ktoś podrzuci link do zrzutki, gdzie można wesprzeć małą Majkę, której dni toczy ból i brak nadziei, albo kiedy czytam listy do Świętego Mikołaja napisane przez nieznanych mi seniorów z nieznanego domu opieki, a w listach tych, z niezwykłą godnością, proszą o skarpetki, kawy Jacobs, czekoladki z wiśnią i wodę po goleniu marki Nivea. 

Wkrótce Święta Bożego Narodzenia. Myślę o nich jak o specjalnym ułożeniu wszystkich ciał niebieskich względem siebie. Ułożeniu, które uwydatnia pęknięcia w umęczonym egzystencją wszechświecie. To moment, by chwycić za szpachlę murarską i zalepić widoczne bruzdy, zrobić mały remont, drobne przemeblowanie. Pochylcie się nad tymi wybrakowaniami, zakonserwujcie je. Pamiętajcie, że każdy architekt potrzebuje ekipy budowlanej, a każda budowla – opieki, inaczej nici z pałacu. Zostaną nam ruiny i odarte z koloru, chłodne, wilgotne mury.

A gdyby się okazało, że możecie wpływać na świat? Skorzystalibyście? Uznali to za brednie? Bylibyście gotowi na taką odpowiedzialność?

0 0 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments