Jeśli trafiają mi się literackie inspiracje, to debiut Emilie Pine bez wątpienia nią jest. „O tym się nie mówi” - zbiór sześciu niezwykle intymnych esejów, które pochłonęłam w jeden wieczór. Zamykając ukończoną książkę, okryłam się płaszczem wstydu. Lekkość, z jaką przebrnęłam przez fragmenty życia Emilie, otuliła mój policzek dotkliwym rumieńcem.
być kobietą
Kiedy prawie rok temu przestałam pisać bloga, przyświecała mi myśl, że nie chcę pisać będąc w ciąży, o której istnieniu się wówczas dowiedziałam. Czemu? No i właśnie, tego kompletnie nie wiedziałam, ale zdecydowanie coś było na rzeczy. Kilkukrotnie próbowałam się w sobie zebrać, wiedziona przekonaniem, że tak niewiele jest ciąży w tekstach pisanych, w szeroko rozumianej humanistyce. A jednak, kiedy tylko zaczynałam muskać klawiaturę jakimś zgrabnym akapitem, sens czmychał mi spod palców niczym kot z pęcherzem.
Był taki czas, czas grubo przed trzydziestką a właściwie to bardziej w okolicy dwudziestu wiosen, kiedy wydawało mi się, że nie jestem moim ciałem. To znaczy, nie żebym nie rozumiała, że moje ciało jest i się zdarza i w sumie jakąś tam funkcję w życiu pełni, ale żeby od razu mówić o nim, że to ja? No nie bardzo się to wszystko składało do kupy. Ciało to ciało, ja to ja.
Gdybym miała wskazać najfajniejszy czas mojego życia, to bez chwili zawahania powiedziałabym, że wszystko, co przydarza mi się po trzydziestce. Nie żeby wcześniej nie było fajnie. Było. Ale jakoś dopiero po trzydziestce poczułam się w tym życiu jak ryba w wodzie.
Nałogowo usuwam z obserwowanych tych znajomych, którzy wrzucają na swoje tablice zdjęcia pobitych psów, porzuconych bez nadziei dzieci, zbombardowanych gdzieś daleko wiosek. Potem nogą upycham wstyd, który wyłazi z każdego zakamarka rzeczywistości. Bo znów odwróciłam wzrok, znów stchórzyłam, znów żyję nazbyt biernie. Te wyrzuty krążą we krwi przez kilka długich dni a to i tak krócej niż brutalne obrazy, zauważone gdzieś mimochodem. Te są bardziej uparte, potrafią świdrować myśli tygodniami.
W podróży najczęściej zadają mi pytanie: czy ja tak sama? Kilka pierwszych razy odpowiadałam uśmiechem, teraz najczęściej bywam uszczypliwa, wewnętrznie rozdziera mnie wściekłość: „pytają, bo jestem dziewczyną!”