Czasem w życiu trzeba się czegoś uczepić. Być rzepem u psiego ogona. To musi być oczywiście coś pozytywnego, jakieś dobre wspomnienie, korzystny portret siebie albo tęczowe szkiełko- rekwizyt z dzieciństwa. Bycie rzepem, to umiejętność zastrzeżona dla nielicznych, trzeba przejść przez lata szkoleń, godziny praktyk i dziesiątki egzaminów, aby wreszcie, na końcu, stać się wirtuozem. Niektórzy mówią, że to pewna zdolność pozytywnego myślenia, dobro daje dobro, zło daje zło. Że to umiejętność wysyłania w kosmos dobrych fluidów, być może. Dla mnie jednak, to raczej narzędzie, niezwykle delikatne i kapryśne, ale w rękach odpowiednio wyszkolonej osoby, staje się niezastąpionym orężem.
Wybrany Tag:
dysocjacja
Był taki czas, czas grubo przed trzydziestką a właściwie to bardziej w okolicy dwudziestu wiosen, kiedy wydawało mi się, że nie jestem moim ciałem. To znaczy, nie żebym nie rozumiała, że moje ciało jest i się zdarza i w sumie jakąś tam funkcję w życiu pełni, ale żeby od razu mówić o nim, że to ja? No nie bardzo się to wszystko składało do kupy. Ciało to ciało, ja to ja.